Bartłomiej Rak
Współzałożyciel startupu REBREAD
“Naszym celem jest uratowanie jak największej ilości niewykorzystanego chleba. Chcemy stworzyć nowe rozwiązania, które uchronią go przed wyrzuceniem do śmieci. Tak, by czerstwy chleb zmienił się z odpadu w surowiec, który można ponownie wykorzystać, oszczędzając przy tym zasoby, energię i środowisko naturalne”.
Obserwując Twoje liczne aktywności zastanawiam się co ciebie napędza do działania?
To dość filozoficzne pytanie. Wydaję mi się, że my tak mamy przez całe życie. Rebread jest już naszą kolejną firmą i po wcześniejszych działalnościach czujemy niedosyt, że nie udało nam się zrealizować celów jakie sobie zakładaliśmy. Czasami jest łatwiej założyć kolejną organizację, zajmującą się trochę czymś innym niż w kółko restrukturyzować poprzednią. Czasy się zmieniają, otoczenie się zmienia, więc nie ma co się za bardzo przyzwyczajać do tego, co robimy na co dzień. No i my tych zmian wprowadzamy bardzo dużo, też w swoim prywatnym życiu. Zmiany nas cały czas stymulują do tego, żeby poznawać nowe obszary, nowe dziedziny i lepiej rozumieć świat. Takim głównym motywatorem, który nas aktualnie napędza, to potrzeba zrozumienia procesów, które wokół nas zachodzą. Mam na myśli procesy w przyrodzie czy w środowisku, ale też społeczne kwestie, które również są bardzo ważne.
Jak bardzo wartości są dla ciebie ważne w Twojej działalności zawodowej i jakie to są wartości?
To też dojrzewa. W każdej organizacji to był inny zestaw wartości. W Rebread najcenniejszą wartością jest po prostu to, żeby nie marnować żywności. To wynika z naszego wewnętrznego buntu dotyczącego tego, że my w Europie pozwalamy sobie na taki rozbuchany konsumpcjonizm, tak dużo zasobów marnujemy, szczególnie jeśli chodzi o żywność, a 2000 km dalej ludzie nie mają co jeść i umierają z głodu. Jak sobie zdamy sprawę z tego, że bylibyśmy w stanie znaleźć jakieś rozwiązanie na tą sytuację i że jednocześnie to może być nasza praca, to dochodzimy właśnie do tej kluczowej wartości jaką chcielibyśmy wnieść do otoczenia.
Jakie są OBECNIE najważniejsze wyzwania w prowadzeniu startupu ?
To pewnie też dużo zależy od tego jaki to jest typ startupów, bo zupełnie inaczej to wygląda w startupach technologicznych, a zupełnie inaczej w startupach, które jednak są trochę bardziej produktowe jak Rebread. W naszym przypadku głównym wyzwaniem są bardzo powolne organizacje i procesy w nich funkcjonujące. Jako startup bylibyśmy w stanie pracować dużo szybciej, by dostarczać jakieś konkretne rozwiązania dla klientów, partnerów czy różnych instytucji z którymi współpracujemy. Czasami jednak czekamy miesiąc i dłużej, aż wewnętrznie korporacja ustali kto jest odpowiedzialny za to, żeby się nami zająć, choć od początku wiadomo, że chcą z nami współpracować.
Ekosystem startupów jest też tak zbudowany, że musisz mieć super prezentacje na 5 lub nawet 3 minutowe wystąpienie o tym co robisz i jakie będą z tego pieniądze. Kiedyś to było 15 minut. Wtedy zawsze mówię, że jako startup impaktowy nie będziemy się wpisywać w takie ramy, bo to nie jest w porządku, żeby podmioty, które aspirują do rozwiązywania globalnych problemów były skazywane na taką samą konkurencję jak startupy, których celem jest głównie zarobić pieniądze. Daleko nie zajdziemy jeżeli podmiotem impaktowym nie będziemy pozwalali się wypowiedzieć dłużej niż 3 minuty. Myślę, że nasza planeta, nasze środowisko i nasze otoczenie potrzebuje żebyśmy mieli trochę więcej głosów.
Jak rozumiesz impakt w biznesie? Impakt rozumiany jako wpływ społeczny i środowiskowy
Ja go postrzegam jak najmniej biznesowo, ale to może dlatego, że my zajmujemy się żywnością i mamy pomysł, co można z nią zrobić. Przede wszystkim chcielibyśmy żeby nasz impakt był widoczny właśnie jako społeczno-żywnościowy, czyli że ludzie przestają marnować żywność i pieczywo. Wydaje mi się, że z racji też swojej konstrukcji, to znaczy procesu czerstwienia, z tego że pieczywo jest też takim produktem, który ma płynną datę przydatności do spożycia, to może ono być takim pierwszym przykładem, że można ograniczyć marnowanie i pokazać, że z żywności, której termin przydatności do spożycia już się kończy, można zrobić coś nowego, co ma znowu dłuższy termin przydatności do spożycia.
Chciałbym, żeby pieczywo, które jest też owiane taką świętością, było właśnie takim przykładem. Więc ten impakt to szczególnie w stronę nie marnowania żywności, pokazywania, że możemy stworzyć funkcjonalną żywność, lepszą nawet niż pieczywo w oparciu o pieczywo takie, które mogłoby się zmarnować. To jest dla mnie bardzo ważne.
Oczywiście patrzymy na środowisko, ale też nie ma co ukrywać, w przypadku startupów patrzenie na środowisko jest dodatkowym wyzwaniem. Zrobienie czegoś w kulturze nazwijmy to zielonej, gdzie ograniczamy ślad węglowy, ograniczamy ślad środowiskowy, jest bardzo trudne, szczególnie w dzisiejszych czasach, przy tych zawirowaniach na rynku energetycznym. Mamy to z tyłu głowy i staramy się ograniczać folię i dobierać odpowiednie opakowania. Na przykład, w którymś momencie potrzebowaliśmy fajnych butelek i okazało się, że w Polsce nie da się ich kupić i ściągnęliśmy te butelki z Niemiec. Nie zawsze da się poświęcić środowisku tyle uwagi ile by się chciało. Dlatego ten impakt środowiskowy jest gdzieś tam na drugim miejscu, po tym najważniejszym dla nas wpływie społeczno-żywnościowym. A na trzecim miejscu, powiedziałbym, jest impakt biznesowy pokazujący myślenie: nie myśl odpady, myśl zasoby, myśl surowce. Zawsze jeżeli coś w twojej organizacji idzie do kosza, to zatrzymaj się na chwilę nad tym i zastanów się, czy komuś innemu by się to nie przydało. To raz, a może ty jesteś w stanie coś z tego zrobić albo może jesteś w stanie po prostu tak przebudować swoją działalność, żeby tych odpadów nie było.
Jeżeli jesteś pytany o wpływ środowiskowy i społeczny Rebread, to jakie to są pytania i kto zazwyczaj je zadaje?
Nikt ich nie zadaje.
To ciekawe, czyli zupełnie nie jesteście pytani o tego typu kwestie?
Ja mam wrażenie, że to my bardziej zwracamy uwagę, że chcemy być tym impaktowym startupem. Moim zdaniem ciągle mamy bardzo mało startupów, które mówią wprost o swojej impaktowości i to o impaktowości, która jest postawiona wyżej niż czynnik biznesowy.
To znaczy, że w pierwszej kolejności dowozimy raporty o impaktowości, a dopiero w drugiej kolejności raportujemy przychody. I tak chciałbym, żeby to było postrzegane. Wydaje mi się, że nie ma odpowiedniego modelu biznesowego, modelu operacyjnego dla startupów impaktowych, bo ani fundacja się do tego za bardzo nie nadaje, ani stowarzyszenie, ani spółdzielnia. Po prostu brakuje takiej przestrzeni na organizacje, które działają trochę w innym modelu niż w modelu nastawionym wyłącznie na generowanie zysku.
Impact stricte łączę z wpływem na zmiany zachowań ludzkich, czy z przyczynianiem się do rozwiązywania głównych problemów z którymi jako społeczeństwo się borykamy. Dla mnie impakt to również bardzo mocne patrzenie w przyszłość i zrozumienie na przykład konsekwencji zmian klimatu, jak spodziewana migracja ludności do Europy. Czy mamy czym wyżywić te miliony ludzi, które tutaj do nas dotrą za 50 lat?
To wprost ukierunkowuje ten impakt na cele zrównoważonego rozwoju ONZ. Pewnie tak jest dzisiaj najprościej. Ten element wykorzystuję też w komunikacji, że nam się śpieszy, to znaczy my chcemy się szybko rozwijać, chcemy generować ten impakt z racji tego, że zostało nam mało czasu, bije zegar, który tam naukowcy stworzyli, jest za pięć dwunasta, za chwilę już nie będziemy mogli odkręcić niektórych procesów na Ziemi. To dla mnie też jest takim wyznacznikiem, że my się musimy śpieszyć ze swoimi działaniami i dlatego chcemy rozwijać się szybko.
Czy wy dzisiaj w jakiś sposób mierzycie wpływ swojej działalności? Używacie jakichś wskaźników?
Na razie tym głównym wskaźnikiem jest to, ile uratowaliśmy ton pieczywa i to jest taki główny element, który nas aktualnie interesuje. Drugim takim przelicznikiem jest to, co z tego pieczywa powstało. W zależności od tego o jakim kierunku mówimy, to te liczby mogą być większe albo mniejsze. Na przykład jeżeli chodzi o jedzenie powstałe z uratowanego chleba, to ten chleb najczęściej jest wykorzystywany w 100 procentach do powstania nowego produktu. Jeżeli chodzi na przykład o napoje, to tam już sprawa nie jest taka łatwa, bo napoje powstają w oparciu o bioferment, więc jeszcze nam zostaje taka pulpa chlebowa, którą trzeba do czegoś wykorzystać i szukamy zastosowania na tą pupę. Ogólnie liczymy po prostu każdą tonę, którą udało nam się uratować i przeliczamy na tony co z tego powstało, plus są w tym procesie ograniczenia, to znaczy, że interesują nas zastosowania tylko takie gdzie w nowym produkcie jest minimum 30 procent uratowanego chleba. Na przykład na świecie bardzo popularne są piwa chlebowe, to jest takie najczęstsze zastosowanie dla niesprzedanego pieczywa. Jakaś lokalna piekarnia z lokalnym browarem wypuszczają taką krótką linię piwa chlebowego, tylko tam najczęściej to pieczywo stanowi kilka procent zamiennika w stosunku do słodu. No więc jest to bardzo mało, dlatego nas taki kierunek nie interesuje, ponieważ nie pozwala realizować tego impaktu w wystarczającej skali.
Z jakich narzędzi korzystacie do mierzenia czy do raportowania tego wpływu?
Na razie liczymy to ręcznie, to znaczy w excelu. To nie są jeszcze jakieś ogromne wolumeny, więc mamy nad tym kontrolę. Jak składaliśmy wniosek do NCBiR na jakiś tam nabór związany z innowacyjną żywnością, to już dodaliśmy sobie projekt narzędzia softwareowego i takiego narzędzia do etykietowania, które umożliwiłoby nam śledzenie tego surowca, bo o to nas pytają duzi producenci, bo to też jest bardzo ważne. Nasz model działania zakłada, że w głównej mierze uwagę poświęcamy dużym producentom, którzy są w stanie przetworzyć dużo uratowanego pieczywa. Wielcy producenci mają też bardzo duże wymagania dotyczące źródła pochodzenia surowca, czy jakie standardy powinien ten surowiec spełniać. Jeżeli na przykład producent mrożonek rybnych chciałby zastąpić panierkę naszym uratowanym czerstwym pieczywem, to on musi dokładnie wiedzieć z czego to czerstwe pieczywo powstało, to znaczy musimy móc wskazać drogę od rolnika do nich. Dużych producentów nie interesuje tylko jakie to są mąki i z jakiej to jest piekarni, ale jeszcze z jakich zbóż korzystał młyn, który kupił to zboże od jakiegoś rolnika, żeby stworzyć mąkę.
Czy edukujesz się w tematach związanych z impaktem, czy też pomiarem wpływu? Czy w ogóle gdzieś szukasz takich informacji?
Na początku zwykle jest tak, że to ty musisz wyjść do rynku i przekonać rynek, że to ma potencjał. My jesteśmy już za tym etapem, to znaczy udaje nam się rozmawiać praktycznie z każdym na rynku, który nas interesuje i wszyscy są zainteresowani. Przeszliśmy już do takiego etapu, że to te podmioty zaczynają nas ciągnąć za sobą, to znaczy wymagać od nas, żebyśmy dostarczyli jakieś badania, treści albo raporty. Naturalnie z takiej działalności pojawia się edukacja.
Jest taki konkurs dla podmiotów cyrkularnych organizowany przez Stena recykling. Pierwszy raz w tym roku dołożyli w formularzu zapytanie: czy firma w jakiś sposób liczy wpływ środowiskowy? Bezpośrednio w tym zapytaniu były podane różne metodyki liczenia śladu środowiskowego. Żeby zrozumieć to pytanie zaczęliśmy sprawdzać jak te metody działają i która z nich jest naprawdę dla nas. Jak już się jest w jakiejś dziedzinie, no to życie samo przynosi co chwile jakieś nowości.
Otoczenie biznesowe jest teraz ciężkie, jesteśmy po pandemii, w trakcie wojny na Ukrainie. Nasza codzienność to raczej harówka od samego rana, żeby pospinać tematy, żeby ktoś się wywiązał z płatności, żeby nam nie uciekł z jakiegoś powodu, żeby wszystko było w miarę w terminie.
Czy dobrze zrozumiałam, że na etapie, na którym jesteście nie potrzebujecie udowadniać swojego impaktu?
Jedyny temat, który gdzieś tam się czasami pojawia, to jest ślad środowiskowy w postaci śladu węglowego. To jest jedyny wymóg, ale pytania o zużycie wody czy innych surowców raczej nie są zadawane.
Myślę, że jeszcze potrzebujemy co najmniej 3 lat, żeby tak naprawdę ten temat mocniej wybrzmiał. U nas głównym motywatorem klientów jest jednak to, żeby mogli powiedzieć konsumentowi, że mają innowacyjne produkty powstałe z uratowanego pieczywa i że to pieczywo się u nich nie marnuje. Impact, z naszego punktu widzenia, to sytuacja, w której za pieniądze dużych korporacji wypracowujemy produkt, który, na przykład, w krajach trzeciego świata spowoduje, że ten nadmiar pieczywa, który my tu mamy, uratujemy, damy mu dłuższy termin przydatności do spożycia. W zeszłym roku dużo się mówiło, że w Afryce będzie brakowało zbóż, to wyślijmy to uratowane w Europie pieczywo do Afryki.