Arvin Khanchandani / Investment Manager (Venture Capital / Private Equity) w Warsaw Equity Group (WEG) specjalizujący się w obszarze Sustainability
Inwestorzy boją się greenwashingu oraz niemożności weryfikacji, czy dany startup rzeczywiście będzie miał pozytywny wpływ.
Jaka była twoja droga do świata inwestycji impaktowych? Jak tutaj dotarłeś i jakie stoją za tym motywacje?
Kariery zawodowej nie rozpocząłem od razu w świecie VC/PE. To był czas gdy pasjonowała mnie polityka. Chcąc związać się zawodowo z tą dziedziną studiowałem politologię w Wielkiej Brytanii. Moja praca magisterska dotyczyła możliwych strategii obrony Unii Europejskiej w London School of Economics. Temat poniekąd zabawny, gdy weźmiemy pod uwagę niedawny Brexit.
Zawsze motywowała mnie chęć zmiany świata na trochę lepszy. Poszukując siebie, trochę przypadkiem trafiłem do korporacji w Londynie, do świata finansowego. Wtedy zdecydowałem, że chcę wokół tego budować karierę. Na początku robiłem transakcję M&A związane z dystrybucją materiałów budowlanych. Uczciwie dodam, że to nie był najbardziej fascynujący temat na świecie. Później trafiłem do jednej z większych korporacji chemicznych w Anglii i w Europie – Johnson Matthey. Jest to firma która jest odpowiedzialna za produkcję mniej więcej 1/3 katalizatorów do samochodów spalinowych na świecie.
Sporo miałem różnych takich projektów, które w mniejszym lub większym stopniu dotyczyły dekarbonizacji przemysłu czy produkcji. W pewnym momencie stwierdziłem, że akurat to jest coś w czym się spełniam. Fajnie jest pracować w inwestycjach, ale jednocześnie dodatkowo motywuje mnie tutaj możliwość pracy w miejscu gdzie można troszeczkę dołożyć swoją małą cegiełkę do walki z takim dużym problemem, jakim jest zmiana klimatu.
Pod koniec 2020 wróciłem do Polski i dołączyłem do funduszu Warsaw Equity Group. W tamtym momencie mieliśmy kilka projektów z obszaru Sustainability & ClimateTech i fundusz szukał możliwości pójścia trochę dalej w kierunku tego rynku, który tak naprawdę wtedy jeszcze nie istniał. Zdefiniowałem strategię i kryteria inwestycyjne dla tego sektora. Dziś intensywnie działamy w tym obszarze pracując ze spółkami portfelowymi z obszaru ClimateTech i pozyskując nowe. Wierzę, że w ten sposób mam szansę dołożyć małą cegiełkę do tego, żeby świat był jednak trochę lepszy i żebyśmy zostawili planetę kolejnym pokoleniom w takim stanie albo lepszym niż jest teraz.
Jak ty rozumiesz impakt w biznesie?
Definicji impaktu jest sporo. Słowo impact pochodzi z języka angielskiego, gdzie oznacza pewien wpływ, ale tłumacząc to pojęcie w kontekście inwestycji VC chodzi o inwestycje w startupy, które mają pozytywny wpływ na społeczeństwo lub /i środowisko. Mówimy o startupach, które pomagają w walce z nierównościami społecznymi czy też pomagają odnaleźć się w społeczeństwie osobom z różnymi niepełnosprawnościami, na przykład osobom, które mają problemy ze słuchem, wzrokiem, startupy, które po prostu pomagają społeczeństwu ogólnie rozumianemu.
Mogą to być również inwestycje w startupy, które mają wpływ na otoczenie w sensie środowiskowym. Biorąc pod uwagę statystyki z GIIN, 90% rynku impaktowego pod względem wartościowym, to tak naprawdę inwestycje związane z walką ze zmianami klimatu. Po prostu większości inwestorów łatwiej jest zainwestować w takie rzeczy niż w projekty adresujące aspekty społeczne, co pewnie wynika z niezrozumienia na czym można budować wartość w startupach społecznych. To na pewno jest trochę cięższy kawałek chleba. Ale żeby już nie wymyślać jakiejś bardzo rozbudowanej szarej definicji, ja sobie to definiuje właśnie w ten sposób, czyli impact to pozytywny wpływ na społeczeństwo lub środowisko.
Jak oceniasz rynek startupów pozytywnego wpływu w Polsce i Europie?
Polska jest największym reprezentantem regionu CEE, dlatego uważam, że trendy, które obserwujemy na tym rynku są aplikowalne do całego tego regionu. Rynek wciąż raczkuje . Powstała ostatnio nawet taka mapa Accelpoint, która przedstawia mapę polskich startupów z sektora ClimateTech. W Polsce mamy około setki startupów z tej kategorii. Większość z nich jest jeszcze na wczesnym etapie rozwoju, to znaczy nie mają komercyjnych przychodów. Są w fazie konceptu albo prowadzą działalność bardzo lokalną, która nie daje możliwości wyskalowania poza granice kraju. To jest ta część nowych startupów, które realnie można już wpisać w impakt.
Śledzę też statystyki GIIN (Global Impact Investing Network), z których wynika, że rynek ClimateTech, który jeszcze 10 lat temu praktycznie nie istniał, urósł około 10-11 razy w ciągu ostatnich 5 lat pod względem wartościowym i teraz jest już drugim największym rynkiem inwestycyjnym po FinTechu w Europie. Więc jest to już zauważalny rosnący trend. Z rozmów z inwestorami, też z lektur różnych raportów widzę, że prawie każdy chce tego rynku dotknąć. Inwestorzy zaczynają zdawać sobie sprawę, że to jest długoterminowy trend, który później przyniesie duże zwroty, szczególnie jeżeli chodzi o rozwiązania pomagające organizacjom zmniejszyć ich ślad węglowy. Startupy z tego obszaru będą miały większe wyceny za lat 5, 10, 20 w zależności jak długo będą komercjalizować te technologie.
Polska tak naprawdę w segmencie inwestycji impaktowych jest na etapie pre-seed. Nie ma też w tym segmencie zbyt wielu wyspecjalizowanych funduszy. Ekosystem nie jest dzisiaj dostatecznie wspierany. Według mnie bierze się to stąd, że nie mamy jednej definicji impaktu, sustainability czy ESG. Ludzie są sceptyczni. Mamy dużo greenwashingu, impakt washingu i nie ma jeszcze dostatecznego finansowania ze strony inwestorów, którzy nie wiedzą jak do tego podejść. Co oczywiste przy tak młodym rynku, nie ma również historycznie udowodnionych zwrotów na inwestycjach impaktowych. Jak się patrzy na track record inwestycyjny funduszy europejskich (Europa Zachodnia jest oczywiście trochę bardziej posunięta pod tym względem) i realnie zwroty, które fundusze te oferują swoim inwestorom, to widać, że one są mniejsze w inwestycjach impaktowych czy ClimateTechu w porównaniu do innych tematów, takich jak FinTech czy SAAS. Zatem jest pewien zdrowy sceptycyzm.
Nie wiadomo jeszcze jak na tym zarobić i inwestorzy boją się greenwashingu oraz niemożności weryfikacji, czy dany startup rzeczywiście będzie miał pozytywny wpływ.
Czy dostrzegasz jeszcze jakieś inne bariery rozwoju rynku impaktowego z punktu widzenia inwestorów a może startupów, które chciałyby rozwijać impaktowy model biznesowy?
Chyba najważniejsza jest kwestia rozwinięcia definicji. Impakt, czy tematy społeczne i środowiskowe są ujmowane w wiele ram, co sprawia, że robi się wokół bałagan.
Nazwę impakt używa się naprzemiennie z ESG, sustainability i CSR. Oczywiście są różnice między tymi definicjami, ale gdy zapytać inwestora czy zwykłego człowieka, to najczęściej nie będą w stanie ich wskazać. Mamy wiele różnych ram do pomiaru wpływu (frameworków). Ponadto są różne organizacje z różnymi propozycjami związanymi z mierzeniem i raportowaniem impaktu. Jest tego tak dużo, że nawet ja, który w tym siedzę i rozpoznaję te różne narzędzia i ramy często nie jestem w stanie się zorientować z czym warto iść albo dlaczego akurat używać tego, a nie tamtego narzędzia. Po prostu brakuje nam standaryzacji na rynku. Oznacza to dużą barierą dla wejścia.
Co jeszcze jest potrzebne z twojej perspektywy żeby lepiej mierzyć i prognozować wpływ społeczny i środowiskowy firm?
Trochę już wspomniałem o narzędziach i frameworkach. Przede wszystkim, jak już mówiłem, potrzebujemy standaryzacji, jeśli chodzi o definicje różnych pojęć z obszaru ogólnie nazywanego sustainability. Przykładowo, co w ogóle znaczy zmniejszenie śladu węglowego w zakresach 1, 2, 3. Nie zawsze też wiemy jak ustalać czy mierzyć społeczne KPIs?
Potrzebny jest zatem rozwój odpowiednich narzędzi do mierzenia impaktu środowiskowego i społecznego. Jest bardzo dużo platform w segmencie ClimateTech, które umożliwiają organizacjom mierzyć i raportować ich ślad węglowy. Wchodzą teraz przepisy z Unii Europejskiej dotyczące raportowania niefinansowego do których w pierwszej kolejności duże organizacje, później średnie i małe będą musiały się dostosować. Duża część rynku nie wie jeszcze jak się do tego zabrać. Narzędzia do pomiaru śladu węglowego istnieją od paru lat, ciągle powstają nowe, w Polsce też. Ale nie ma jeszcze konsolidacji tego rynku. Na przykład w ostatnim czasie spotykałem się z około 10 platformami do pomiaru emisji w zakresie 3, ale żadna z nich nie była przekonywująca jeśli chodzi o pomiar emisji w całym łańcuchu wartości firm. Myślę, że ten problem w końcu rozwiążemy jako ludzkość czy przez legislację, czy po prostu tam bardziej popłyną inwestycje. W tym momencie te narzędzia nie są jeszcze doskonałe.
Gdybyś miał magiczną różdżkę i nieograniczone możliwości, to co byś zrobił, żeby lepiej zarabiać na impakcie?
Przede wszystkim chciałbym, żeby było więcej projektów w które można by było zainwestować, bo jak wspominałem branża ta ciągle raczkuje. Więc przesunąłbym całą branżę o 2-3 lata do przodu. Po drugie, o czym wspominałem już wcześniej, na pewno bym ustandaryzował definicję impaktu czy Climate Techu i wszystkie narzędzia, sposoby raportowania i mierzenia impaktu. Uważam, że to jeszcze bardziej zachęciłoby inwestorów do inwestycji na rynku impaktowym. I to się już dzieje.
Popchnąłbym też legislację do przodu, czyli wprowadził jak najszybciej obowiązkowy ETS dla wszystkich producentów, żeby produkcja na bazie paliw kopalnianych przestała być opłacalna. Nawet nie chodzi o to, żeby jakoś bardzo faworyzować technologie zielone, tylko po prostu żeby wyrównać rynkowe warunki gry, tak, żeby każdy mógł konkurować w ten sam sposób. W niektórych branżach to już się dzieje, gdzie bardziej premiowane są zielone tematy, ale jednak nie we wszystkich i jak patrzę na taki ogół, to ta zmiana po prostu idzie zbyt wolno do przodu. Legislacja jest według mnie kluczowa. Nie jestem fundamentalistą rynkowym, który uważa że prywatny rynek sam się będzie regulował. Więc musi być pewnie jakieś pchnięcie za pomocą publicznych pieniędzy czy wymogów legislacyjnych.
Dziękuję ci za rozmowę.