Rozmowa z Katarzyną Kolanowską, współzałożycielką startupu Karmnik.
“Od początku kiedy zakładasz firmę, myślisz o tym jak najsensowniej ustawić ją w stosunku do świata”
Jak pogodzić prowadzenie organizacji z misją, z potrzebą zarabiania pieniędzy?
Jesteśmy w specyficznej sytuacji, bo jak wiesz założyłyśmy 3 podmioty: fundację, spółdzielnię socjalną i spółkę komercyjną “Karmnik”. W związku z tym jest nam trochę łatwiej. Gradacja misji jest taka, że fundacja jest jej tak naprawdę poświęcona; spółdzielnia socjalna to jest twór ekonomii społecznej, który realizuje swoją misję poprzez to, że tworzy miejsca pracy dla osób społecznie wykluczonych i daje im zatrudnienie a praca, jak wiadomo, daje pieniądze, zaś pieniądze dają godność – wbrew pozorom wcale nie bogactwo. Natomiast spółka “Karmnik” jest już bytem i tworem czysto komercyjnym, który ma na siebie zarabiać i dawać zwrot z inwestycji, zresztą taką obietnicę składałyśmy udziałowcom decydując się na emisję akcji przez platformę crowdfundingu udziałowego.
W nasz sposób działania wbudowane jest myślenie o otoczeniu. Po pierwsze założyłyśmy, że to jest firma lokalna – to jest jej DNA. Działamy na Mazowszu, skupując żywność głównie z Mazowsza, ewentualnie z bliskiego Podlasia i dostarczając ją do Warszawy (ryby są wyjątkiem, bo mało morskich ryb pływa na Mazowszu, więc są sprowadzane z większej odległości). Hołdujemy zasadzie lokalności, która mówi, ze żywność na naszych stołach powinna pochodzić z upraw. Hodowli i wytwórni znajdujących się w promieniu 100 km od miejsca dostawy. Żywność powinna być transportowana jak najkrótszą drogą od producenta do stołu konsumenta. Jedząc lokalnie, jednocześnie jemy sezonowo, zgodnie z kalendarzem rolniczym i zmianami pór roku. Zostawiamy niski ślad węglowy, skracamy łańcuch dostaw, wpieramy lokalnych producentów i dostawców oraz budujemy patriotyzm konsumencki.
Drugą rzeczą, którą robimy, to jest odzyskiwanie opakowań. Ci, którzy zamawiają dostawy lub odbierają przesyłki w naszych punktach odbioru, mogą oddawać opakowania szklane od nas pochodzące i wytłoczki na jajka. Zamiast zostawiać “szklany złom” w pojemnikach, wykorzystujemy słoiki w naszej spółdzielni socjalnej. To nie jest ekonomicznie opłacalne: przywiezienie słoika z powrotem, oczyszczenie go z etykiety, odmycie, wyparzanie i przystosowanie do powtórnego użycia kosztuje mniej więcej tyle ile kupienie nowego słoika. Tyle tylko, że właśnie tego nowego słoika nie kupujemy.
Trzecia rzecz, to rozsądne gospodarowanie folią w zakupach, bo z folii zrezygnować się nie da. Walka z folią to złożony na temat, a ja nie jestem ekspertką w tej dziedzinie. Mogę tylko powiedzieć, że niewątpliwą zaletą folii jest przedłużanie trwałości żywności. Żywność niekonserwowana a foliowana jest dłużej zdatna do spożycia, a tym samym mniej narażona na zmarnowanie.
Kolejna rzecz to minimalne zapasy – mamy w magazynie tylko te produkty, które mają termin dłuższy termin przydatności. Możemy nie jeździć po grzybki marynowane co tydzień, bo one spokojnie mogą stać na półce przez kilka miesięcy. Natomiast wszystkie pozostałe produkty w naszym sklepie są zamawiane doraźnie, na podstawie zamówień klientów. Dzięki temu są świeże, a my nie mamy strat.
Jakie są najważniejsze wyzwania w prowadzeniu startupu obecnie?
Startup ma to do siebie, że jest firmą młodą, którą zazwyczaj robią ludzie, którzy robią coś pierwszy raz, nie mają w tym doświadczenia i różnych rzeczy się uczą. My jesteśmy trochę takim startupem na wyrost, jesteśmy po prostu młodą spółką działającą poprzez sklep internetowy, ale bez klasycznej nowinki technologicznej, jakiej oczekuje się od startupów. Nie specjalizujemy się w technologii, używamy rozwiązania platformowego i korzystamy z rozwiązań boksowych, customizując je do naszych potrzeb. Nie chcemy się zajmować technologią we własnym zakresie, bo to nie nasza kompetencja.
Największe wyzwanie jest takim samym wyzwaniem dla startupów, jak i dla każdej innej firmy. Trzeba po prostu dobrze rozumieć rynek, który się obsługuje, sensownie budować przychody, pilnować kosztów, żeby się nie wymknęły spod kontroli i dbać o to, żeby były to koszty zmienne, a nie koszty stałe. Warto mieć też plan, kiedy firma zacznie dowozić wynik.
Jak rozumiesz impkat w biznesie? Impakt rozumiany jako wpływ społeczny, środowiskowy?
Myślę, że to jest takie prowadzenie biznesu, w którym owszem, jak w każdym startupie czy w firmie, cel biznesowy jest celem nadrzędnym, bo chodzi o to, żeby utrzymać ją, pracowników i współpracowników oraz wypracowywać zysk, ale jest też w pomyśle na biznes zaszyte myślenie impaktowe. To znaczy, że od początku kiedy zakładasz firmę, myślisz o tym jak najsensowniej ustawić ją w stosunku do świata, jak sprawić, żeby zużywała jak najmniej zasobów albo zużywała te zasoby w sposób oszczędny, żeby wybierała rozwiązania, które wydają się bardziej proekologiczne. Ostatnio poznałyśmy startup znika.pl, który produkuje papiery i folie biodegradowalne i to jest przykład startupu, który cały jest impaktowy.
Inny przykład, to startup urvis.bike, który robi miejskie, elektryczne rowery cargo Przyświeca mu filozofia, ideologia, że rower to jest mądra alternatywa transportowa w dużym mieście. Rower jest równie szybki jak samochód, który stoi w korku, a nieporównanie mniej szkodliwy dla środowiska. I w tym przypadku impakt widać gołym okiem.
Jeżeli jesteś pytana o wpływ środowiskowy, społeczny Karmnika to jakie to są zazwyczaj pytania i kto zadaje te pytania?
Takich pytań nie było dużo. Zwykle w wywiadach rozmawiamy o idei firmy, jej genezie, pomyśle na rozwój; specyficzne pytania o impakt jakoś nie padają szczególnie często. To my mówimy i podkreślamy nasz zamysł impaktowy. Do tej pory jeden inwestor na ten właśnie aspekt wyraźnie zwrócił uwagę. W zeszłym roku zostałyśmy wytypowane do raportu Startupów Pozytywnego Wpływu, powstającego pod kierunkiem Profesora Bolesława Roka w Akademii Leona Koźmińskiego. W zasadzie ta nominacja skłoniła nas do dobrego zdefiniowania obszarów impaktu w Karmniku i zastanowienia, w zgodzie z jakimi Celami Zrównoważonego Rozwoju ONZ (SDG’s) działamy.
Słuchałem twojej rozmowy w podcaście Impactful z Przemkiem Pohrybieniukiem, w której powiedziałaś, że chciałabyś mierzyć swój impakt, ale to nie jest takie proste i nie bardzo wiesz jak się do tego zabrać. Czy od czasu tej rozmowy coś nowego u was się pojawiło, jakieś pomysły na to jak mierzyć wasz impakt?
Nie pojawiło się, ale ten temat nie spadł z naszej agendy. Oczywiście możemy liczyć wytłoczki na jajka albo słoiki, bo to jest najprostsze. Ewentualnie możemy liczyć przejechane kilometry… tylko do czego to przyłożyć? Skąd wziąć wzorzec właściwej miary? Problemem jest kontekst, nie sam pomiar, bo pomiar jest prosty. Możemy liczyć dokładnie słoiki i na przykład próbować stworzyć recyclingu, który nam wskaże, że dajmy na to 17,8% słoików wykorzystywanych przez spółdzielnię socjalną “Czarny Bez” pochodzi ze zwrotów z Karmnika. Ale to jest mało czy dużo? Czy odbiorca takiej danej jesteś w stanie coś z tego zrozumieć? Może to skomentować?
A jeśli mówimy o niskim śladzie węglowym, przejeżdżanych kilometrach i optymalizacji tras naszych samochodów – to akurat można zliczyć, lecz dalej nie ma z czym porównać. Maszyneria do zliczenia kilometrów przejechanych przez koszyk Karmnika i dajmy na to koszyk klienta Biedronki czy Lidla przekracza nasze możliwości analityczne.
Im bardziej impaktowa wyliczanka jest skomplikowana, tym mniej taka informacja jest atrakcyjna dla końcowego odbiorcy. Ani nie potrafi jej powtórzyć, ani nie potrafi jej podważyć. Na razie więc o liczeniu impaktu myślimy w ten sposób, że wiemy co robimy: poruszamy się po tym Mazowszu i optymalizujemy trasy transportu Najbardziej mierzalnym naszym impaktem jest fakt, że Karmnik sprzedaje całą praktycznie ofertę spółdzielni socjalnej, w której tworzymy i utrzymujemy 5 miejsc pracy dla osób zagrożonych wykluczeniem społecznym (bezrobotni i uchodźczynie).
Czy inwestorzy pytają was o impakt?
Z jednym wyjątkiem – nie, w ogóle. Jeżeli chodzi o rozmowy z inwestorami akurat jesteśmy w super szczęśliwej sytuacji. Zebrałyśmy pierwszą, małą rundę na pół miliona złotych, z pomocą 86 inwestorów. To jest komfortowa sytuacja, nie mamy akcjonariatu rozdrobnionego i nie biega za nami 1500 osób z pytaniami. Ale – powtarzam – pytania o impakt nie padają. Wydaje się, że takie pojęcia, jak gospodarka cyrkularna, gospodarka obiegu zamkniętego, impakt są wciąż jeszcze pojęciami z przyszłości. One się pojawiają w agendzie instytucji, ale jeszcze nie w myśleniu inwestorskim. Wyjątkiem są oczywiście inwestorzy impaktowi, ale w Polsce to jest garstka ludzi, ekspertów, którzy dokładnie wiedzą o co pytać i co ich interesuje.
W waszej kampanii crowdfundingowej na Emiteo impakt nie był jakoś specjalnie wyeksponowany. To, co Karmnik robi, jest chyba w dużej mierze jasne dla ludzi, mimo że ten wpływ nie jest jakoś szczególnie Opomiarowany. Ludzie czują intuicyjnie, że to jest dobre, po prostu?
Dokładnie. Uważam, że nie ma sensu nadmiernie eksponować impaktu w stosunku do inwestorów nie profesjonalnych, bo oni jeszcze dzisiaj nie rozumieją o co chodzi. Dlatego piszemy po ludzku o naszym świecie wartości i o tym jak chcemy działać, na czym nam zależy – to jest dla wszystkich zrozumiałe. A potem się okazuje, że to jest impakt.
Gdzie zdobywasz wiedzę o impakcie w biznesie?
Z podcastów Przemka Pohrybieniuka na kanale Impact Angels. Przemek bardzo sensownie prowadzi tam rozmowy z przedsiębiorcami impaktowymi i inwestorami. Na Linkedin oglądam też to, co robi Wojtek Mróz i co pisze o Ashoka. Wpadam na konferencje. Czytam coroczny Raport Startupów Pozytywnego Wpływu. A w ostatni piątek (2 czerwca) jako Fundacja Węgrów-Miasto-Wieś otworzyłyśmy stworzoną przez nas wystawę “Zmieniamy świat na lepszy. Startupy pozytywnego wpływu” przy Centrum Przedsiębiorczości Smolna. Wystawa opowiada o tym, czym są startupy pozytywnego wpływu, jak wpisują się w zieloną gospodarkę i w 17 celów zrównoważonego rozwoju, wyznaczonych przez ONZ. Prezentuje także wybrane przykłady firm z Warszawy będących Startupami Pozytywnego Wpływu i stojących za nimi założycielki i założycieli.